sobota, 11 maja 2013

RUMUNIA - majówka 2013


Pomysł wyjazdu do Rumuni na weekend majowy, przerodził się w małą ekspedycję. Pojechało nas 14 osób w 3 samochodach. Cudowne rozmnożenie. W moim niewielkim samochodzie jechało 5 osób. Cudem upchnęliśmy wszystkie torby i torebeczki do bagażnika zwykłego oraz dodatkowego na dachu.
Około 18.30 wyruszamy z Rzeszowa w kierunku Rumunii.
Trochę obawialiśmy się nocnej jazdy, ale przebiegała ona prawie bezproblemowo. Skutecznie spowalniały nas fatalnej jakości drogi w Słowacji. Przez kilkadziesiąt kilometrów jechaliśmy zdartym asfaltem, z prędkością około 30 km/h. Dodatkową atrakcją były wielkie jak kratery dziury, pojawiające się na drodze bez żadnego ostrzeżenia. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów wzdłuż granicy znajdujemy przejście graniczne z Węgrami. Jedziemy według ogólnej mapy i jakież jest nasze zdziwienie kiedy droga zwęża się i dojeżdżamy do rzeki, przez którą powinien płynąć prom. Oczywiście o godzinie 2 rano nie ma tu ani promu ani żadnego człowieka. Nadrabiamy trochę kilometrów by trafić na jakiś przejazd. O 4 nad ranem wjeżdżamy do Rumuni. Kupujemy na stacji benzynowej winietę 7-mio dniową i ruszamy przed siebie.
Za miejscowością Satu Mare, szukamy miejsca na krótki sen. Nieopatrznie wybrana polanka koło lasu, okazuje sie mokradłem z niezliczoną ilością komarów. Po 2 godzinach snu, czas na poznawanie Rumunii. Na początku zaglądamy na tak zwany "wesoły cmentarz" w Sapancie. Kolorowe nagrobki i rysunki przedstawiające zmarłe osoby  pozwalają w inny sposób spojrzeć na śmierć. Drogi w północnej Rumunii niestety pozostawiają wiele do życzenia, ale przepiękne widoki to rekompensują. Choć przy większych dziurach, których nie udaje mi się ominąć, aż boli mnie serce i tylko liczą że samochód wytrzyma tą ciężką próbę.

Kolejna część dnia to niesamowite, strzeliste cerkwie. Pierwsza z nich w Desesti wybudowana została w 1770 roku. Jak osiem innych w rejonie Marmaroszu, została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wszystkie stanowią arcydzieła ciesielstwa. Następną cerkiew w Budesti, oglądamy po przekroczeniu pięknej rzeźbionej bramy. Bramy te stanowią bardzo ciekawy element krajobrazu. Pod cerkwią spotykamy kobietę. Ze zrozumieniem jest trochę gorzej ale za kilka minut przychodzi człowiek z kluczami do świątyni. Podłoga wyłożona jest dywanami a na ścianach piękne malowidła.

Obowiązkowym miejscem w okolicy jest kompleks klasztorny w Barsanie. Znajdują się tam co prawda niedawno wybudowane budynki, jednak sprawiają one wrażenie starych. Spore wrażenie robi cerkiew dwunastu apostołów. Strzelista wieża sięga 56 metrów i jest najwyższa w okolicy. Na koniec dnia odwiedzamy najstarszą w regionie cerkiew w Ieud.
Poszukując noclegu wjeżdżamy w bardzo malowniczą okolicę. Rozkładamy namioty na niewielkiej łące, z widokiem na ośnieżone szczyty pobliskich gór. Ognisko na którym gotujemy makaron to doskonałe zwięczenie dnia.
Rano przez miejsce gdzie śpimy, przechodzi staruszka z kilkumetrową deską na ramieniu. Zagaduje do nas, ale uśmiechamy się tylko do siebie, nic nie rozumiejąc. Zjeżdżamy do drogi i w pobliskiej miejscowości zaglądamy na targ. Dalej wspinamy się na przełęcz Prislop (1416 m. n. p. m.). Miejsce warte zobaczenia. Piękny widok na góry, a okoliczne łąki obsypane są krokusami. Nigdy nie widziałem ich w takiej liczbie. Zjeżdżamy serpentynami w dół i zatrzymujemy się nad ładnie wyglądającą rzeczką. Nurt jest bardzo rwący a woda lodowata. Próbujemy przejść na wysepkę. Dno jednak okazuje się nierówne więc Marian i ja mamy przymusową kąpiel w ciuchach. W miejscowości Carlibaba odwiedzamy pomnik legionistów polskich poległych bohatersko w tej miejscowości. Przy jednym z samochodów słyszymy syk powietrza. Szybka wymiana koła i ruszamy dalej.

W miejscowości Moldovita zwiedzamy obronny monastyr z malowaną cerkwią pod wezwaniem Zwiastowania z 1532 roku. Cerkiew robi duże wrażenie ponieważ ozdobiona jest malowidłami wewnętrznymi oraz zewnętrznymi na elewacji budynku. Kolejny obronny monastyr z malowaną cerkwią pod wezwaniem Zmartwychwstania spotykamy w Suceviţa. W zabudowaniach klasztornych przylegających do murów obronnych otaczających cerkiew znajduje się muzeum z XVI wiecznymi ikonami i przedmiotami liturgicznymi.


Po długich poszukiwaniach noclegu, znajdujemy przyjemną polankę w lesie. Kiedy w końcu udaje mi się zasnąć przyjeżdżają jakieś samochody i zaczynają trąbić. Straż leśna jest wyraźnie niezadowolona z miejsca które wybraliśmy na biwak. Udaje nam się ich jednak przekonać żeby pozwolili nam zostać na noc.
Rano dojeżdżamy do jednego z największych w Karpatach, zbiornika wodnego. Droga biegnie malowniczo wzdłuż jeziora, jednak stromy brzeg nie pozwala na kąpiel. Po kilkudziesięciu kilometrach wzdłuż wody, docieramy do 120 metrowej wysokości zapory. Ponoć woda z hydroelektrowni odprowadzana jest wykutymi w skale tunelami kilka kilometrów dalej. Faktycznie, po drugiej stronie tamy jest sucho.
Dojeżdżamy do wąwozu Bicaz. Jedno z najbardziej niesamowitych miejsc na naszej trasie. Rzeka wyrzeźbiła tam kanion, który otoczony jest potężnymi skałami. Obowiązkowe miejsce do odwiedzenia. Na końcu wąwozu znajduje się jezioro powstałe w wyniku osunięcia zbocza górskiego
 w 1837 roku. Z wody wystają jeszcze kikuty drzew. Pożyczamy łódkę i pływamy pośród wystających kłód.

Noc spędzamy w okolicy miejscowości Praid. Następnego dnia odwiedzamy kopalnię soli w tym mieście. Zastanawiamy się, po co ludzie biorą tam rolki i piłki. Wszystko staje się jasne na dole. Autobus wiezie nas tunelem w głąb ziemi. Dalej schody w dół i naszym oczom ukazuje się spora hala w której  ludzie na przykład grają w piłkę. Kilka kilometrów dalej odwiedzamy miejscowość w której wydobywano korund.
Na naszej trasie nie brakuje również pięknych miejscowości, takich jak Sighișoara. Jest to jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych zespołów miejskich w tej części Europy. Stara część miasta jest niesamowita. Charakterystyczna jest 64 metrowa wieża zegarowa oraz kolorowe kamienice.
Kierujemy się w kierunku miejscowości Turda. Zaczyna się droga kamienista, a naszym oczom ukazuje się ciągnące się kilometrami odludzie. Krajobraz oszałamiający. Na jednym ze wzgórz rozbijamy nasz ostatni obóz. Jak okiem sięgnąć pustkowie.
Ostatniego dnia jedziemy do Turdy, gdzie zwiedzamy kopalnię soli. Nie wiemy czego spodziewać się w środku. Wyrobisko zachwyca swą potęgą. Jest to jedna z największych kopalni soli w Europie. Na ścianach widać tabliczki z rokiem w którym kopano na danej głębokości. Na samym dole znajduje się jezioro, po którym można pływać łódkami.


Kończymy zwiedzanie i niestety musimy już ruszać w kierunku domu. 5 dni to zdecydowanie za mało żeby zobaczyć Rumunię. Jestem pod wrażeniem tutejszej przyrody i zabytków. Jedynym minusem są fatalnej jakości drogi na północy kraju. Przejechaliśmy w sumie 2050 kilometrów w tym 1000 przez Rumunię. Kraj jest bardzo zróżnicowany i nie wiadomo czego spodziewać się za kolejnym zakrętem drogi. Przyroda, malownicze cerkwie i monastyry a co jakiś czas osiedle cygańskie czy romów. W wioskach przez które przejeżdżaliśmy, ludzie siedzieli na ławeczkach przy drodze i rozmawiali. Na ulicach było widać życie. Na drodze furmanki z rejestracjami.  Przypominało nam to nasz kraj sprzed kilkudziesięciu lat i budziło bardzo pozytywne uczucia.

Mam nadzieję że będę miał okazje tutaj wrócić.