Witajcie
Udało mi się stworzyć kolejnego timelapsa. Tym razem jest to nietypowy film, bo testuję w nim latarkę VARTA Indestructible.
Film ten bierze udział w konkursie.
Gdyby ktoś chciał zagłosować na mnie i mój film to zapraszam na stronę:
http://www.built-to-survive.com/indestructible.php?c=pl#
Na stronie głównej trzeba wybrać link "głosuj teraz" a następnie film.
Tytuł: jest tego warta
Od: hejas
Po głosowaniu przychodzi mail, niestety czasem do spamu, w którym
trzeba potwierdzić swój głos. Wśród głosujących, będą losowane nagrody.
Dziękuję bardzo tym którzy na mnie zagłosują.
niedziela, 8 grudnia 2013
wtorek, 5 listopada 2013
Gmina Łańcut w obiektywie - Cierpisz
Cierpisz
Trzeci z cyklu filmów poświęconych Gminie Łańcut. Tym razem pokazuje on Cierpisz, miejscowość oddaloną 8 km na południowy zachód od Łańcuta, która charakteryzuje się pięknymi krajobrazami i widokiem na całą okolicą. Użytki rolne stanowią ponad 60% powierzchni wsi. W miejscowości znajduję się ścieżka ekologiczno-dydaktyczna "Koralowa".
Film składa się z około 7 000 zdjęć. Oglądać jak zawsze w HD!
Zapraszam do oglądania pozostałych filmów na :
lapczas.com
youtube.com - Marcin Gwizdak
Trzeci z cyklu filmów poświęconych Gminie Łańcut. Tym razem pokazuje on Cierpisz, miejscowość oddaloną 8 km na południowy zachód od Łańcuta, która charakteryzuje się pięknymi krajobrazami i widokiem na całą okolicą. Użytki rolne stanowią ponad 60% powierzchni wsi. W miejscowości znajduję się ścieżka ekologiczno-dydaktyczna "Koralowa".
Film składa się z około 7 000 zdjęć. Oglądać jak zawsze w HD!
Zapraszam do oglądania pozostałych filmów na :
lapczas.com
youtube.com - Marcin Gwizdak
czwartek, 17 października 2013
JESIEŃ W BIESZCZADACH - film poklatkowy
Złota polska jesień w Bieszczadach. Szkoda że mogłem tam spędzić tylko dwa dni.
Zdjęcia powstały podczas trasy z Widełek, przez Bukowe Berdo, przełęcz pod Tarnicą, Szeroki Wierch do Ustrzyk Górnych oraz w okolicach zalewu solińskiego.
Zdjęcia powstały podczas trasy z Widełek, przez Bukowe Berdo, przełęcz pod Tarnicą, Szeroki Wierch do Ustrzyk Górnych oraz w okolicach zalewu solińskiego.
poniedziałek, 14 października 2013
Złota polska jesień
Piękna jesień w Bieszczadach. W tym roku naprawdę kolorowa. To zdjęcie to zapowiedź kolejnego timelapsa. Szkoda że mogłem spędzić w górach tylko 2 dni. Mój kręgosłup doświadczył niesamowitego obciążenia. Nosiłem po górach plecak z szyną i statywem. Z ciekawości muszę zważyć całość, ale do dziś ciężko mi się wyprostować.
czwartek, 10 października 2013
W stronę zachodzącego słońca - camino primitiwo
Nie ma czasu na nerwy przed wyjazdem, bo wracam z nocnej
wędrówki w okolicy Rzepedzi i po przepakowaniu jadę wprost na lotnisko.
Oczywiście na odprawie celnej zawsze mnie sprawdzają. Tym razem ich podejrzenia
wzbudził garnek i palnik. Jeszcze obawy co do wielkości bagażu, ale jakoś na
siłę udaje się go wcisnąć do wzornika. Lecimy do Hiszpanii.
Lądujemy w Gironie, skąd jedziemy około 90 km do Barcelony.
Zaplanowałem że uda nam się w ten sam dzień pojechać do Oviedo. A tu
niespodzianka. Nie ma żadnych wolnych miejsc, więc kupujemy bilety na następny
dzień, na nocny autobus. W ten oto sposób mamy prawie 2 dni na zwiedzanie
Barcelony. Zaczynamy od starego miasta, katedry i decathlonu, gdzie kupujemy butlę gazową. Miasto, a szczególnie
wąskie uliczki i ciekawe budynki, których jest mnóstwo, robią na moich
towarzyszkach, Gosi i Kasi, duże wrażenie. Następnie kierujemy się w stronę
morza, licząc na ochłodę. Jest środek lata, a liczba ludzi na plaży jest
ogromna. Znajdujemy kawałek rozgrzanego piasku dla siebie i po chwili dajemy
się kołysać falom. Miejscami piasek jest tak gorący, że nieomal nabawiłem się
delikatnego poparzenia. Delikatne stopy. Z plaży wędrujemy do parku na wzgórzu Montjuic,
gdzie znajduje się wiele ciekawych budowli. Oglądamy fortyfikacje z XVII w.
znajdujące się na szczycie. Noc spędzamy pod gołym niebem.
Drugiego dnia podziwiamy
piękny gmach Museum Nacional d'Art de Catalunya, od którego przechodzi się
wzdłuż pięknych fontann, następnie kilka budynków zaprojektowanych przez Gaudíego,
w tym najsłynniejsze jego dzieło, katedra Sagrada Família, oraz park de la Ciutadella,
do którego wejście stanowi jedyny łuk triumfalny na świecie, który nie posiada charakteru militarnego.
Tam spędzamy ostatnie chwile w Barcelonie. Następne 12 godzin
upływa nam zdecydowanie mniej przyjemnie, bo w autobusie do Oviedo. W mieście błądzimy
nieco, ale w końcu znajdujemy katedrę, w której umieszczono Sudarium - chustę,
w którą zawinięto w grobie głowę Jezusa Chrystusa. Tam kupujemy Credencial,
czyli coś w rodzaju paszportu pielgrzyma. Przybija się w nim podczas
pielgrzymki pieczątki znajdujące się w
kościołach, schroniskach czy barach. Uprawniają one do korzystania z tanich
schronisk dla pielgrzymów.
Przy katedrze znajdujemy muszelkę, która wskazuje drogę do
Santiago i tam też zaczynamy naszą wędrówkę.
Kierując się żółtymi strzałkami i
muszelkami, opuszczamy miasto i idziemy w kierunku gór.
Początek naszej wędrówki, to jak przystało na Hiszpanię,
spore upały. Dlatego też staramy się jak najwięcej kilometrów pokonywać w
godzinach rannych. Dzięki temu prawie codziennie rano możemy oglądać wschody
słońca. Są w zdecydowanie bardziej przystępnej godzinie, niż w naszym kraju, bo
koło godziny 7.
Śpimy w schroniskach dla pielgrzymów, które rozmieszczone są
na trasie co kilkanaście kilometrów. Zazwyczaj jest to jedna sala z piętrowymi
łóżkami, w której mieści się około 20, 30 osób. Na początku wędrówki trzeba się
przyzwyczaić do pewnych zwyczajów. Po przyjściu należy zadbać o prysznic,
wypranie rzeczy, jedzenie a na koniec o odpoczynek. Cisza nocna zaczyna się
koło godziny 22. Niektórzy pielgrzymi wstają wcześniej niż my i zaczynają
szeleścić woreczkami, w których mają pochowane rzeczy. Wtedy przydają się
zatyczki do uszu, które przezornie zabraliśmy ze sobą. Są przydatne również gdy
ktoś chrapie, a często się taki trafia.
Drugiego dnia wędrówki odpoczywamy nad rzeką, która jest
niesamowicie przejrzysta, a gdy patrzymy na wodę, sprawia ona wrażenie
zwierciadła które zniekształca znajdujące się w wodzie kształty. Ryby pływają
na wyciągnięcie ręki. Jak się później dowiedzieliśmy odbywało się tarło łososia
atlantyckiego. Tego dnia wędrujemy też z Hiszpanami, których poznaliśmy w
schronisku, Juanem i jego synem Aitorem. Czas razem mija przyjemnie choć mamy
problem z komunikacją. Niestety Aitor będzie musiał zrezygnować z dalszej drogi
z powodu kłopotów z nogami.
Pierwsze dni są ciężkie dlatego, że trzeba się przyzwyczaić
do niesienia ciężkiego 10-cio kilogramowego plecaka, do pokonywania około 30
kilometrów dziennie, a czasem niestety i do odcisków, które się pojawiają na
stopach. Wtedy droga staje się trudniejsza. Zdarzają się także inne
dolegliwości, ale zapomina się o tym wszystkim oglądając piękne krajobrazy i
przebywając z innymi ludźmi. Przechodzimy przez urokliwe małe miejscowości.
Najmniejsza z nich, to jeden dom, przy którym znajdowała się tabliczka z jej
nazwą.
Camino primitivo, bo tak się nazywa trasa, którą idziemy,
prowadzi często przez odludne miejsca i bardzo małe wioski. Zdarzało nam się
kilkakrotnie nie znaleźć żadnego sklepu przez dzień czy dwa. Staraliśmy się
wtedy kupować więcej jedzenia na zapas, ale to jedzenie trzeba gdzieś
pomieścić, no i nieść na plecach. Piątego dnia naszej wędrówki, skończyła nam
się żywność, a jak na złość w miejscowości akurat świętowano (fiesta), i
wszystkie sklepy były pozamykane. Żartowaliśmy, że manna z nieba nam nie
spadnie, a w kilka minut potem dostaliśmy chleb od pewnego dobrego człowieka.
Cuda się zdarzają, kiedy są potrzebne. Całonocna fiesta w tej miejscowości nam
bardzo nie przeszkodziła, bo korki do uszu po raz kolejny spełniły swoją
funkcję.
W między czasie zaczęliśmy wchodzić w coraz wyższe góry.
Niektórymi odcinkami straszyli nas Hiszpanie, opisując jakie to one są ciężkie.
Tak było z etapem starych szpitali. Większość pielgrzymów zdecydowała się na
okrążanie tego terenu. My wybraliśmy tę malowniczą trasę i polecam ją każdemu.
Piękne tereny, na których dziko pasły się krowy i konie, a co jakiś czas
zauważyć można było pozostałości starych budowli. Podejścia wcale nie były tak
ciężkie. Natura zrobiła nam też prezent w postaci borówek. Stanowiły one
wyborny dodatek do makaronu z dżemem. Wykwintne danie na koniec dnia. Jedynym
akcentem negatywnym tego dnia był moment, gdy zostaliśmy przegonieni z miejsca,
które wybraliśmy na nocleg. Trzeba było szukać innego. Spaliśmy pod gołym
niebem, na dość dużej wysokości, przez co zmarzliśmy okropnie. Na dodatek w
nocy chmury się obniżyły i nieco nas zmoczyły. Wstaliśmy bardzo wcześnie, żeby
się trochę ogrzać, ale udało się to dopiero po kilku kilometrach wędrówki.
Widoki zrekompensowały wszystko. W dolinach, nad którymi
znajdowaliśmy się, zalegały chmury, tworząc bajkowy krajobraz.
Po całodniowej wędrówce pora odpocząć. Czasami pielgrzymi
gotują wspólnie, najczęściej oczywiście makaron. Poznawanie ludzi z całego
świata, a czasami niezdarne przełamywanie barier językowych, powoduje wiele
śmiechu. Wszyscy są bardzo życzliwi i wspólnie spędzają czas pod schroniskiem. Płynie
on tam inaczej.
Czasami camino prowadzi przez większe miasta. Dziś docieramy
do Lugo, gdzie przed schroniskiem ułożona jest już kolejka z plecaków. Piękne
miasto, a jego stara część otoczona dobrze zachowanymi murami. Wieczorem
idziemy na mszę do pięknej katedry.
Im bliżej Santiago, tym więcej pielgrzymów i żeby znaleźć
miejsce w schroniskach trzeba wcześnie wstawać. Przez to, te ostatnie kilometry,
nie są już tak ekscytujące i ciekawe. W tym roku w okresie wakacyjnym do
Santiago wchodziło około 2 tysięcy pielgrzymów dziennie.
Kolejnego dnia skończyło się nam jedzenie, a w wiosce, w
której zostajemy nie ma żadnego sklepu. Decyduję się spróbować dostać do
najbliższego miasteczka na stopa, a potem wrócić. Zatrzymuje samochody przez
pół godziny, ale nikt nawet nie zwalnia przy mnie. W pewnym momencie zatrzymuje
się człowiek i zaczyna mi coś tłumaczyć. Niewiele rozumiem, ale okazuje się, że łapię stopa nie w tym kierunku, co
trzeba. Jako, że go nie rozumiałem, spotkany mężczyzna podrzuca mnie kilka
kilometrów, oczywiście w drugą stronę niż próbowałem jechać. Byłem nieco
zmieszany, ale dzięki tej pomyłce dotarłem do miasteczka. Trasę powrotną
pokonałem już pieszo.
Dwunastego dnia naszej wędrówki wchodzimy do Santiago de
Compostela. Idziemy do katedry na mszę dla pielgrzymów, podczas której
następuje okadzenie ludzi olbrzymim kadzidłem. Wśród całej masy ludzi
rozpoznajemy kilku, których spotykaliśmy na trasie. Odbieramy compostellę,
czyli dokument potwierdzający przejście trasy, a następnie szczęśliwi, siadamy
na placu przed katedrą i oglądamy reakcje pielgrzymów, którzy osiągnęli cel
swojej wędrówki.
Spędzamy jeden dzień w Santiago, a następnie autobusem
jedziemy na "koniec świata", czyli do Finistery. Trasa bardzo
ciekawa, bo droga wiedzie wzdłuż wybrzeża. Pogoda jest wyśmienita, więc kąpiemy
się w oceanie i zbieramy masę muszelek. Znowu trzeba będzie się tłumaczyć na
odprawie celnej, co to takiego. Trochę czasu spędzamy przy latarni, na końcu
świata, gdzie widnokrąg łączy się z oceanem. Jako, że z końca świata nie da sie
pójść już dalej, więc trzeba wracać. Najpierw do Santiago, potem 17 godzin
jazdy autobusem do Barcelony, skąd lecimy do Polski.
Z samolotu po raz ostatni spoglądamy na ziemię, na której
spędziliśmy ostatnich kilkanaście dni. Będziemy mieli co wspominać, czekając na
następną podróż.
czwartek, 19 września 2013
środa, 11 września 2013
W drogę
Bociany już odlatują do ciepłych krajów. Mi pozostają na razie wspomnienia, bo trochę trzeba popracować, a myślami wracam do wakacyjnych eskapad.
Dobiega też końca praca nad kolejnym timelapsem. Efekty niedługo.
Dobiega też końca praca nad kolejnym timelapsem. Efekty niedługo.
środa, 21 sierpnia 2013
Powrót z końca świata
Udało się. Ludzie zmęczeni, jak by nie wierzący że to już koniec drogi, wchodzą na plac przed katedrą św. Jakuba apostoła, w Santiago de Compostela.
Cieszę się że mogłem po raz kolejny poczuć te emocje i radość. Wędrowałem tzw. camino primitivo, z pięknego miasteczka Oviedo, przez nieco ponad 300 km, do grobu św. Jakuba, wraz z dzielnymi niewiastami: Gosią i Kasią. Po 12 dniach naszej pielgrzymki dotarliśmy do celu. Ważniejsze jednak od osiągniętego celu było to czego doświadczyliśmy podczas naszej podróży. Relacja już niedługo...
wtorek, 16 lipca 2013
Powrót do przeszłości
Przez najbliższy miesiąc będę niedostępny.
Dziś wyjeżdżam, po raz pierwszy po kilkuletniej przerwie, na oazę. Niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba...
Najgorsze jest to że prosto z oazy będę ruszał do Santiago, więc będzie mało czasu na przygotowania, a właściwie go nie będzie. Jeśli ktoś będzie zainteresowany, to obiecuję pokazać w drugiej połowie sierpnia trochę zdjęć z tego co się działo.
Buen Camino
środa, 10 lipca 2013
Niedługo
Krok po kroczku, krok po kroczku, zbliża się 28 lipca. Wtedy to po raz kolejny będę przemierzał średniowieczny szlak wiodący do Santiago de Compostella. Tym razem trasą z Oviedo, popularnie zwaną Primitivo. Ciekawe czym droga zaskoczy nas w tym roku?
sobota, 6 lipca 2013
Efekt pracy
Miłego oglądania, oczywiście w HD
sobota, 11 maja 2013
RUMUNIA - majówka 2013
Pomysł wyjazdu do Rumuni na weekend majowy, przerodził się w
małą ekspedycję. Pojechało nas 14 osób w 3 samochodach. Cudowne rozmnożenie. W
moim niewielkim samochodzie jechało 5 osób. Cudem upchnęliśmy wszystkie torby i
torebeczki do bagażnika zwykłego oraz dodatkowego na dachu.
Około 18.30 wyruszamy z Rzeszowa w kierunku Rumunii.
Trochę obawialiśmy się nocnej jazdy, ale przebiegała ona
prawie bezproblemowo. Skutecznie spowalniały nas fatalnej jakości drogi w
Słowacji. Przez kilkadziesiąt kilometrów jechaliśmy zdartym asfaltem, z
prędkością około 30 km/h. Dodatkową atrakcją były wielkie jak kratery dziury,
pojawiające się na drodze bez żadnego ostrzeżenia. Po przejechaniu kilkunastu
kilometrów wzdłuż granicy znajdujemy przejście graniczne z Węgrami. Jedziemy
według ogólnej mapy i jakież jest nasze zdziwienie kiedy droga zwęża się i
dojeżdżamy do rzeki, przez którą powinien płynąć prom. Oczywiście o godzinie 2
rano nie ma tu ani promu ani żadnego człowieka. Nadrabiamy trochę kilometrów by
trafić na jakiś przejazd. O 4 nad ranem wjeżdżamy do Rumuni. Kupujemy na stacji
benzynowej winietę 7-mio dniową i ruszamy przed siebie.
Za miejscowością Satu Mare, szukamy miejsca na krótki sen.
Nieopatrznie wybrana polanka koło lasu, okazuje sie mokradłem z niezliczoną
ilością komarów. Po 2 godzinach snu, czas na poznawanie Rumunii. Na początku zaglądamy
na tak zwany "wesoły cmentarz" w Sapancie. Kolorowe nagrobki i
rysunki przedstawiające zmarłe osoby
pozwalają w inny sposób spojrzeć na śmierć. Drogi w północnej Rumunii
niestety pozostawiają wiele do życzenia, ale przepiękne widoki to rekompensują.
Choć przy większych dziurach, których nie udaje mi się ominąć, aż boli mnie
serce i tylko liczą że samochód wytrzyma tą ciężką próbę.
Kolejna część dnia to niesamowite, strzeliste cerkwie.
Pierwsza z nich w Desesti wybudowana została w 1770 roku. Jak osiem innych w
rejonie Marmaroszu, została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wszystkie stanowią arcydzieła ciesielstwa. Następną cerkiew w Budesti, oglądamy
po przekroczeniu pięknej rzeźbionej bramy. Bramy te stanowią bardzo ciekawy
element krajobrazu. Pod cerkwią spotykamy kobietę. Ze zrozumieniem jest trochę
gorzej ale za kilka minut przychodzi człowiek z kluczami do świątyni. Podłoga
wyłożona jest dywanami a na ścianach piękne malowidła.
Obowiązkowym miejscem w okolicy jest kompleks klasztorny w
Barsanie. Znajdują się tam co prawda niedawno wybudowane budynki, jednak
sprawiają one wrażenie starych. Spore wrażenie robi cerkiew dwunastu apostołów.
Strzelista wieża sięga 56 metrów i jest najwyższa w okolicy. Na koniec dnia
odwiedzamy najstarszą w regionie cerkiew w Ieud.
Poszukując noclegu wjeżdżamy w bardzo malowniczą okolicę.
Rozkładamy namioty na niewielkiej łące, z widokiem na ośnieżone szczyty
pobliskich gór. Ognisko na którym gotujemy makaron to doskonałe zwięczenie
dnia.
Rano przez miejsce gdzie śpimy, przechodzi staruszka z
kilkumetrową deską na ramieniu. Zagaduje do nas, ale uśmiechamy się tylko do
siebie, nic nie rozumiejąc. Zjeżdżamy do drogi i w pobliskiej miejscowości
zaglądamy na targ. Dalej wspinamy się na przełęcz Prislop (1416 m. n. p. m.).
Miejsce warte zobaczenia. Piękny widok na góry, a okoliczne łąki obsypane są
krokusami. Nigdy nie widziałem ich w takiej liczbie. Zjeżdżamy serpentynami w
dół i zatrzymujemy się nad ładnie wyglądającą rzeczką. Nurt jest bardzo rwący a
woda lodowata. Próbujemy przejść na wysepkę. Dno jednak okazuje się nierówne
więc Marian i ja mamy przymusową kąpiel w ciuchach. W miejscowości Carlibaba
odwiedzamy pomnik legionistów polskich poległych bohatersko w tej miejscowości.
Przy jednym z samochodów słyszymy syk powietrza. Szybka wymiana koła i ruszamy
dalej.
W miejscowości Moldovita zwiedzamy obronny monastyr z
malowaną cerkwią pod wezwaniem Zwiastowania z 1532 roku. Cerkiew robi duże
wrażenie ponieważ ozdobiona jest malowidłami wewnętrznymi oraz zewnętrznymi na
elewacji budynku. Kolejny obronny monastyr z malowaną cerkwią pod wezwaniem
Zmartwychwstania spotykamy w Suceviţa. W zabudowaniach klasztornych
przylegających do murów obronnych otaczających cerkiew znajduje się muzeum z
XVI wiecznymi ikonami i przedmiotami liturgicznymi.
Po długich poszukiwaniach noclegu, znajdujemy przyjemną
polankę w lesie. Kiedy w końcu udaje mi się zasnąć przyjeżdżają jakieś
samochody i zaczynają trąbić. Straż leśna jest wyraźnie niezadowolona z miejsca
które wybraliśmy na biwak. Udaje nam się ich jednak przekonać żeby pozwolili
nam zostać na noc.
Rano dojeżdżamy do jednego z największych w Karpatach,
zbiornika wodnego. Droga biegnie malowniczo wzdłuż jeziora, jednak stromy brzeg
nie pozwala na kąpiel. Po kilkudziesięciu kilometrach wzdłuż wody, docieramy do
120 metrowej wysokości zapory. Ponoć woda z hydroelektrowni odprowadzana jest
wykutymi w skale tunelami kilka kilometrów dalej. Faktycznie, po drugiej
stronie tamy jest sucho.
Dojeżdżamy do wąwozu Bicaz. Jedno z najbardziej
niesamowitych miejsc na naszej trasie. Rzeka wyrzeźbiła tam kanion, który
otoczony jest potężnymi skałami. Obowiązkowe miejsce do odwiedzenia. Na końcu
wąwozu znajduje się jezioro powstałe w wyniku osunięcia zbocza górskiego
w 1837 roku. Z wody wystają jeszcze kikuty drzew. Pożyczamy łódkę i pływamy pośród wystających kłód.
w 1837 roku. Z wody wystają jeszcze kikuty drzew. Pożyczamy łódkę i pływamy pośród wystających kłód.
Noc spędzamy w okolicy miejscowości Praid. Następnego dnia
odwiedzamy kopalnię soli w tym mieście. Zastanawiamy się, po co ludzie biorą
tam rolki i piłki. Wszystko staje się jasne na dole. Autobus wiezie nas tunelem
w głąb ziemi. Dalej schody w dół i naszym oczom ukazuje się spora hala w
której ludzie na przykład grają w piłkę.
Kilka kilometrów dalej odwiedzamy miejscowość w której wydobywano korund.
Na naszej trasie nie brakuje również pięknych miejscowości,
takich jak Sighișoara. Jest to jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych
zespołów miejskich w tej części Europy. Stara część miasta jest niesamowita.
Charakterystyczna jest 64 metrowa wieża zegarowa oraz kolorowe kamienice.
Kierujemy się w kierunku miejscowości Turda. Zaczyna się
droga kamienista, a naszym oczom ukazuje się ciągnące się kilometrami odludzie.
Krajobraz oszałamiający. Na jednym ze wzgórz rozbijamy nasz ostatni obóz. Jak
okiem sięgnąć pustkowie.
Ostatniego dnia jedziemy do Turdy, gdzie zwiedzamy kopalnię
soli. Nie wiemy czego spodziewać się w środku. Wyrobisko zachwyca swą potęgą.
Jest to jedna z największych kopalni soli w Europie. Na ścianach widać tabliczki
z rokiem w którym kopano na danej głębokości. Na samym dole znajduje się
jezioro, po którym można pływać łódkami.
Kończymy zwiedzanie i niestety musimy już ruszać w kierunku domu. 5 dni to zdecydowanie za mało żeby zobaczyć Rumunię. Jestem pod wrażeniem tutejszej przyrody i zabytków. Jedynym minusem są fatalnej jakości drogi na północy kraju. Przejechaliśmy w sumie 2050 kilometrów w tym 1000 przez Rumunię. Kraj jest bardzo zróżnicowany i nie wiadomo czego spodziewać się za kolejnym zakrętem drogi. Przyroda, malownicze cerkwie i monastyry a co jakiś czas osiedle cygańskie czy romów. W wioskach przez które przejeżdżaliśmy, ludzie siedzieli na ławeczkach przy drodze i rozmawiali. Na ulicach było widać życie. Na drodze furmanki z rejestracjami. Przypominało nam to nasz kraj sprzed kilkudziesięciu lat i budziło bardzo pozytywne uczucia.
Mam nadzieję że będę miał okazje tutaj wrócić.
wtorek, 16 kwietnia 2013
Markowa skansen - efekt mojej pracy
Zachęcam do oglądania filmiku jak i odwiedzania tego miejsca. Większość filmu nakręcona w technice timelapse, z około 3000 tysięcy zdjęć.
Jak zawsze oglądać w HD
Zagroda_Muzeum to kompleks chałup i budynków gospodarczych urządzonych w sposób nawiązujący do tradycji z końca XIX i początku XX wieku.
W skład Zagrody-Muzeum wchodzą:
- Chałupa Kmiecia
- Stajnie
- Stodoła
- Wiatrak
- Chałupa biednacka
- Kuźnia
- Muzeum pożarnictwa
- Spichlerz (sołek) i bróg
- Olejarnia
- Galeria pod strzechą
- Pasieka
W pobliżu znajduje się również pomnik upamiętniający męczeńską śmierć rodziny Ulmów, którzy zginęli za ukrywanie Żydów w 1944r.
piątek, 5 kwietnia 2013
życzenia poświąteczne
Niech Droga powstanie na spotkanie z tobą, niech wiatr zawsze wieje ci w plecy. Niech słońce grzeje twoją twarz... Niech Bóg Cię trzyma w zagłębieniu swej dłoni
Lizz Babbs - " Pielgrzymie serce"
Jako że ostatnimi czasy wracam myślami do swojej pielgrzymki do Santiago i planuje tegoroczną włóczęgę, wpadł mi w ręce powyższy cytat z książki o drodze św. Jakuba.
Niech to będą życzenia poświąteczne dla wszystkich którzy tu zaglądają
To tak na pożegnanie zimy, bo prawdopodobnie powoli odchodzi.
piątek, 1 marca 2013
odrobina gór
Oglądać w HD!!!
"Bez wiary potykamy się o źdźbło słomy, z wiarą przenosimy góry."
Przy okazji mojego wyjazdu do Zakopanego i w Bieszczady udało mi się zrobić kilka ujęć. Oto owoc tego co zrobiłem. Zdjęcia były robione tylko przy okazji. Miłego oględania, tym bardziej że za oknem robi się raczej wiosennie...
wtorek, 5 lutego 2013
Świniobicie
Oto pozostałość po dzisiejszym świniobiciu
Ostatnio ze znajomymi zastanawialiśmy się co zrobili byśmy po wygraniu miliona w totolotka. Jak zmieniło by się życie? Oczywiście to czysto teoretyczne zastanawianie się, ale czy pod wpływem takich pieniędzy człowiek się nie zmienia? Bo takich jak na zdjęciu raczej nie.
czwartek, 24 stycznia 2013
Połonina wetlińska
"Inteligencja jest to zdolność, przy której pomocy pojmujemy ostatecznie,
że wszystko jest niepojęte."
Maurice Maeterlinck
To z cyklu złote myśli, ale ilekroć jestem w Bieszczadach zachwyca mnie wielkość i wspaniałość tego co widzę i doświadczam.
Niepojęty był też nasz wyjazd w sobotę o 3 rano... Ale śliska droga i śnieżyca podczas jazdy wynagrodziły wczesne wstawanie. Parking w okolicach połoniny był tak zasypany że musieliśmy zostawić samochody na drodze. Krótki spacer a przyjemność zaczęła się tam, gdzie skorupa zmrożonego śniegu dawała złudne poczucie stabilności, by w chwile potem zapaść się. Kto był w zimie w górach, pewnie wie o czym mówię. Potem wizyta w schronisku i zejście, podczas którego szukamy miejsca na pozjeżdżanie na kurtkach. Przydała się również śliska folia termiczna. Zabawa przednia, szkoda że to tylko jeden dzień.
środa, 2 stycznia 2013
NOWY ROK
"Tylko ci , którzy ryzykują pójście za daleko, dowiedzą się, jak daleko można dojść"
Thomas Stearns Eliot
Życzę wszystkim odwagi pójścia w nieznane i niesamowitego smaku drogi oraz wiele dobra od ludzi.
Owocnych poszukiwać a w tym wszystkim Bożej opieki.
Życzy Marcin G.
Subskrybuj:
Posty (Atom)